Trzeci już album Kid'a Cudi'ego zaliczyłem do tych, które najbardziej wyczekuję w tym roku. Nie oznacza to jednak, że Scott jest moim ulubieńcem i aż się posikałem kiedy cała płyta w końcu znalazła się na moim odtwarzaczu. Znam poprzednie dzieła i bardzo cenię sobie dotychczasową twórczość rapera. Jednak żadna z płyt nie została ze mną na dłużej, może z powodu braku miejsca, a może za mało czasu poświęciłem na wsłuchiwanie się w te wyjątkowe piosenki? Teraz to nieważne. Przed premierą całości Kid co jakiś czas wypuszczał nowy utwór i tak przed premierą mogliśmy posłuchać 3 z 18 piosenek, które ostatecznie znalazły się na "Indicud". Zapraszam na prawdopodobnie jedną z najlepszych płyt w tym gatunku. Tym razem "facet z księżyca" ma przerwę, a co pokaże IndiCudi?
Na samym początku trochę suchych faktów: za produkcję całości odpowiada sam Mescudi. Tekst też wyszedł spod jego pióra. Jedynym producentem, który pojawił się na płycie to Hit-Boy w roli wykonawczego. Goście w featuringach oczywiście użyli własnych słów, a najwięcej osób udzieliło się przy piosence "Girls", gdzie oprócz Too $hort'a tekst napisała grupa "The Kids of Widney High". Oczywistym faktem jest, że kompozycje są charakterystyczne i nie do podrobienia. Ten psychodeliczny hip-hop może zrobić tylko on!
Na początku wspomnę, że płyta jest na wysokim poziomie i ciężko jest wymienić "te złe" utwory, chociaż i tu nie zdarzyło się bez wpadek. Taką wpadką jest m.in. duet z Kendrick'iem Lamar'em - "Solo Dolo Pt. II" - niby nie jest tragiczne, ale świadomość że oboje mają lepsze numery i dobre występy pozostałych gości powodują lekkie rozczarowanie tym utworem. Do pozycji obowiązkowych na płycie trzeba zaliczyć na pewno singlowe "Just What I Am" z King Chip'em oraz wspomniane wcześniej "Girls" z Too Short'em. Nie oznacza to, że występów solowych nie brakuje albo są słabe, bo nie mam nic do zarzucenia otwierającemu album, wyciągniętym jak z horroru "The Resurrection Of Scott Mescudi" czy zapowiadającym już w zeszłym roku "King Wizard".
W tekstach Cudi skupił się na życiu, jak kształtowało się jego własne ja itd. Wspomniał też o panowaniu nad sobą/kreowaniu swojej przyszłości (czyżby nawiązanie do odejścia z G.O.O.D. Music?). Teksty są ambitne, osobiste, ale nie rozczulające czy gnębiące - pasują do klimatu płyty i do niego samego. Co do debiutu producenckiego Scott'a: czepialscy mają pole do popisu, ponieważ bity nie są majstersztykiem jaki wychodzi spod rąk m.in. West'a - mentora(?) młodego rapera. Powtarzające się motywy też można zaliczyć do bolączek płyty, ale nie jest to nachalne i nudne (m.in. dzięki gościom jacy pojawili się na płycie).
"Dla odmiany" trochę teraz pochwalę: uwielbiam gitarę w "Immortal" - chociaż nie - uwielbiam całą piosenkę. Do miana najlepszego występu stanął RZA z "Beez", ale z hukiem przegrał z bezkonkurencyjnym, czyściusieńkim diamentem płyty, czyli (znów) duetem z zespołem Haim - piosenką "Red Eye". Ostatnia pozycja jest jak najbardziej obowiązkowa i nie wyobrażam sobie tej płyty bez tego utworu. Zdecydowanie piosenka płyty, czekam tylko na teledysk.
Według wielu głosów "Indicud" jest przerostem formy nad treścią, a Kid Cudi powinien zostawić produkcję i skupić się na rapie. Ja należę do tej drugiej części i chwalę całą płytę. Dla spragnionych poprzednich wydawnictw: w przyszłym roku ma przyjść trzecia część z serii "Man On the Moon", więc pewnie wszelkie żale i bóle dupy się skończą. Spójność płyty może kłócić się z urozmaiceniem, a dość duża ilość gości z ich faktyczną potrzebą. Tutaj jednak opinii ilu ludzi, a moja jest taka, że jest dobrze, a mogło być jeszcze lepiej. Nie jestem i nie byłem nigdy wielkim fanem Mescudiego, żeby czuć jakikolwiek niedosyt. Stawiam piątkę.
W tekstach Cudi skupił się na życiu, jak kształtowało się jego własne ja itd. Wspomniał też o panowaniu nad sobą/kreowaniu swojej przyszłości (czyżby nawiązanie do odejścia z G.O.O.D. Music?). Teksty są ambitne, osobiste, ale nie rozczulające czy gnębiące - pasują do klimatu płyty i do niego samego. Co do debiutu producenckiego Scott'a: czepialscy mają pole do popisu, ponieważ bity nie są majstersztykiem jaki wychodzi spod rąk m.in. West'a - mentora(?) młodego rapera. Powtarzające się motywy też można zaliczyć do bolączek płyty, ale nie jest to nachalne i nudne (m.in. dzięki gościom jacy pojawili się na płycie).
"Dla odmiany" trochę teraz pochwalę: uwielbiam gitarę w "Immortal" - chociaż nie - uwielbiam całą piosenkę. Do miana najlepszego występu stanął RZA z "Beez", ale z hukiem przegrał z bezkonkurencyjnym, czyściusieńkim diamentem płyty, czyli (znów) duetem z zespołem Haim - piosenką "Red Eye". Ostatnia pozycja jest jak najbardziej obowiązkowa i nie wyobrażam sobie tej płyty bez tego utworu. Zdecydowanie piosenka płyty, czekam tylko na teledysk.
Według wielu głosów "Indicud" jest przerostem formy nad treścią, a Kid Cudi powinien zostawić produkcję i skupić się na rapie. Ja należę do tej drugiej części i chwalę całą płytę. Dla spragnionych poprzednich wydawnictw: w przyszłym roku ma przyjść trzecia część z serii "Man On the Moon", więc pewnie wszelkie żale i bóle dupy się skończą. Spójność płyty może kłócić się z urozmaiceniem, a dość duża ilość gości z ich faktyczną potrzebą. Tutaj jednak opinii ilu ludzi, a moja jest taka, że jest dobrze, a mogło być jeszcze lepiej. Nie jestem i nie byłem nigdy wielkim fanem Mescudiego, żeby czuć jakikolwiek niedosyt. Stawiam piątkę.
Nie lubię rapu. Znam jedną jakąś taką taneczną piosenkę Kida i jest straszna.
OdpowiedzUsuńW ogóle nie kojarzę :P
OdpowiedzUsuńZapraszam na nn
PS To kiedy będzie ta notka o Aerosmith?? Czekam z niecierpliwością :)
Również uważam tę płytę za całkiem udaną. Nic dodać nic ująć :)
OdpowiedzUsuńJuż widzę, jak w 2014 wyjdzie MoTM 3...
OdpowiedzUsuń