sobota, 31 sierpnia 2013

Back to ROCK #3 - Wilki


Zespół Wilki kojarzy chyba każdy. Większość zna na pamięć szlagiery Baśka, Urke, Ja ogień Ty woda, Słońce pokonał cień czy Bohema. Twórczość Roberta Gawlińskiego i jego zespołu sięga jednak w nieco cięższe klimaty, a sam zespół działa od ponad 11 lat. Szmat czasu już minął, a ja jakiś czas temu postanowiłem przypomnieć sobie hiciory z dzieciństwa i zagłębić w nieznane mi dotąd oblicze zespołu. Tym sposobem słucham więcej muzyki polskiej i poznaję nowe rockowe płyty - układ dążący do ideału. 


Słuchając Wilków w dzieciństwie nie spodziewałem się szoku jaki wywoła u mnie początkowa twórczość pochodzącego z Warszawy zespołu. Na płycie nie znajdziemy żadnych lekkich pierdów, które nadawałyby się do radia(mam tu na myśli pop-rockowe beztroskie kompozycje). Wilki będące debiutem zespołu to typowo rockowy album, który cieszył się największą ilością sprzedanych egzemplarzy i pokrył się podwójną platyną. Nie wiem czy istnieje osoba nieznająca Son Of The Blue Sky, które pochodzi właśnie z tego albumu. Za produkcją stoi frontman zespołu oraz Leszek Kamiński odpowiadający za sukces Iry, a później m.in. za dokonania zespołu Hey! i happysad. Klimat jaki tworzony jest od pierwszych sekund jest nie do podrobienia. Otwierające nieco elektroniczne Errol jest strasznie mroczne, ale do końca nie definiuje płyty. Na szczególną uwagę zasługuje ochrypły wokal Gawlińskiego - nie jest to jakieś specjalne darcie mordy, ale czuć moc. Nieco spokojniej brzmi w Glorya albo w Aborygen. Jednak jeśli podoba Ci się mroczniejszy Robert to pozycją obowiązkową jest Amiranda. Ja osobiście ubóstwiam pozycję numer 9 pod tytułem Eli Lama Sabachtani, które większość kojarzy z refrenu "Z Tobą odeszły aniołyyyy". Płyta godna polecenia ze względu na bardziej niż dobre utwory, a nie tylko jako ciekawostka "co tam kiedyś ktoś chciał grać".


Przedmieścia są całkiem udaną kontynuacją Wilków. Przez wielu właśnie ta płyta nazywana jest najlepszym albumem w dorobku zespołu charakteryzuje się równie mocnym co poprzednik graniem. Oczywiście nie zabrakło spokojniejszych utworów, a jako wzorcowe można podać m.in. Moja "Baby" oraz Cień W Dolinie Mgieł. Spragnieni szybszych i głośniejszych klimatów też nie odejdą niezadowoleni, bo zespół przygotował m.in. mocno gitarowe Crazy Summer, dynamiczną kompozycję Hiszpan. Jest też wiele innych mało znanych utworów na które warto zwrócić uwagę. Wszystkie jednak w jakimś stopniu można nazwać klasycznymi rockowymi kawałkami. Zespół gra różnie(mamy np. mocno instrumentalne N'Avoie), ale ogółem jest to równy, a przed wszystkim wysoki poziom. Bardzo lubię otwierające Nie zabiję nocy i ostre Nasze Przedmieścia. 



Acousticus Rockus to zapis ich koncertu z 9 grudnia 1994 roku. Na albumie znalazły się głównie wersje live poprzednich hitów. Cover Czesława Niemena Sen o Warszawie. Większość piosenek jest w spokojniejszej aranżacji a Robert Gawliński mógł popisać się świetnym, czystym i mocnym wokalem. Dodatkowym atutem pierwszego koncertowego albumu są cztery premierowe utwory. Najbardziej ujął mnie zagrany pod sam koniec Idziemy My (ach ten saksofon!). Jako, że jest to koncert to płytkę polecam ciekawskim, których interesuje wokal Gawlińskiego na żywo (a muszę szczerze przyznać, że jest warty uwagi). Według mnie jednak najlepiej wypadły "starocie". To jest niestety ostatni album, który charakteryzuje Wilki jako zespół typowo rockowy. Po 5 letniej przerwie Gawliński odciął się grubą kreską od przeszłości.


Do nowych Wilków pasuje bardziej określenie pop-rock niż rock. 4 to 14 kompozycji, które idealnie pasują do radia. Zresztą przez bite dwa lata piosenki całkiem nieźle spisywały się na listach przebojów. Któż z nas nie pamięta hitów takich jak Baśka, Ja ogień Ty woda, Urke, Here I Am i Wolność jak marzenia? Pewnie, że wszyscy je znają! Jednak wraz z otworzeniem wrót na nowych słuchaczy Gawliński zamknął je dla swoich starych fanów. Wątpię, żeby wielbiciele "starych Wilków" chcieli słuchać ich nowości. Poza samymi singlami radiowy słuchacz miał do dyspozycji o wiele więcej dobrych lub bardzo dobrych kompozycji. Płyta praktycznie nie ma słabych punktów, za co Robertowi można wybaczyć zmianę brzmienia. Najbardziej z niesinglowych piosenek do głowy wpadła mi piosenka Nie wolno. Kiedyś myślałem, że to najlepsza płyta zespołu (ach ten sukces komercyjny) - teraz żałuję, że Robert Gawliński porzucił ostrzejsze granie.


Watra pod względem brzmienia to kontynuacja wszystkiego co mogliśmy usłyszeć na poprzedniej płycie. Nad obiema płytami był sprawowany patronat rmf.fm o czym musiała być aż informacja na okładce (sic!). Z serii "znane i lubiane" ciężko nie wymienić utworów takich jak Bohema, Słońce pokonał cień czy Niech mówi serce. Otwierające Fajnie, że jesteś to takie 200 razy ugrzecznione Errol rozpoczynające debiut ponad 10 lat wcześniej. Minusem płyty, który zauważyłem niemal natychmiast to fakt, że większość utworów zaczyna się niemal identycznie. O ile 4 było płytą równą to o Watrze nie można powiedzieć tego samego, bo poza wymienionymi utworami warte uwagi są jeszcze Atlantyda łez i tytułowa Watra (ta druga przypomina "stare Wilki"), a szkoda bo mimo "zeszmacenia się" można ich było słuchać.



Obrazki zostały wydane jak byłem w ostatniej klasie podstawówki. Do dziś pamiętam jak tylko czekałem na to jak w radiu znów poleci Na zawsze i na wieczność (to chyba jedna z ich "najnowszych" piosenek, które znam niemal na pamięć). Poza tym jest jeszcze singlowe Love story i spokojniejsze nieco mniej znane Zostać mistrzem. Z tych wszystkich pozycji ta pierwsza najbardziej zasługuje na uwagę. Dobrym materiałem byłaby piosenka Najtrudniejsza gra, ale skopali ją od czasu do czasu wpieprzając autotune w wokal Gawlińskiego. Utwory ratujące płytę to zdecydowanie Angel i ewentualnie Ciut niebezpiecznie. Ja jednak wolę te gitary w "aniele" (swoją drogą wszystkie utwory są polskojęzyczne, więc nie wiem po co te angielskie nazwy).


Zeszłoroczny powrót Roberta Gawlińskiego przeszedł bez echa (a przynajmniej to echo nie dotarło do mnie). Wiedziałem, że "gdzieś tam coś wydał", ale jakoś nieśpiesznie sięgnąłem po to wydawnictwo. Tak naprawdę dopiero przy pisaniu tego tekstu zerknąłem na najnowsze dziecko zatytułowane Światło i mrok. Zespół po 6 letniej przerwie w nieco zmienionym składzie wrócił i aż się bałem tego nad czym pracowali przez 6 lat. Ten strach i obawy (a w sumie niemal pewność, że to będzie gówno) spowodowały pozytywne zaskoczenie już od pierwszego utworu. Zarówno tytułowe Światło i mrok jak i kolejne Syriusz to żywe, porządne kawałki, które więcej wspólnego mają z latami '90 i początkową twórczością zespołu niż trzema ostatnimi albumami. Proste kompozycje (w przypadku dwóch pierwszych utworów oparte na mocnym gitarowym riffie), nieco mroczne teksty i odstąpienie od "oczywistych oczywistości" na rzecz metafor to sygnały "stare Wilki jeszcze powrócą". Większość utworów to jednak ballady, a nie cięższe granie jak sugerują dwie pierwsze piosenki. Utwory są lekkie i przyjemne w odbiorze, ale jednocześnie  zachowują rockowość odcinając się od "4", "Watry" i "Obrazków". Płyta trwa tylko 40 minut, a jedyne co nasuwa się po zakończeniu (całkiem bardzo dobrym zresztą, bo Życie trwa to jedna z najlepszych pozycji na płycie) to włączenie go jeszcze raz. Jednym ze smaczków płyty są smyczki w utworze Pierwsze pióro. Nie chce się rozpisywać na temat tej płyty (charakterystyczne dla mnie "too long - didn't read"), ale najlepsze co zrobicie to sami ją włączycie i ocenicie w jakim stopniu Wam odpowiada. Niezaprzeczalnym faktem jest to, że "Światło i mrok" to bardzo dobry powrót (jak chyba wszystkie z zeszłego roku - weźmy pod lupę Aerosmith albo Bon Jovi) i mimo, że nie jest to jeszcze to, na co stać Roberta Gawlińskiego to czuć, że zespół zmierza w dobrym kierunku i jestem pewien, że kolejna płyta będzie jeszcze lepsza. Standardowo oceniam tylko ostatnią płytę, a resztę polecam gorąco (Wilki, Przedmieścia, 4), polecam z mniejszym entuzjazmem (Acousticus Rockus, Watra) lub wcale nie polecam (Obrazki).

5 komentarzy:

  1. Nie słucham polskiej muzyki, tyle w temacie.

    Pozdrawiam, True-Villain.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  2. Co jak co, ale akurat Wilki to taki zespół, z którego możemy być dumni, dlatego, że tworzą udany polski rock, a tego nam w Polsce brakuje.
    Dobry artykuł :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No ja tez uwielbiam Wilki te z poczatku lat 90-tych. To byla muzyka, to byly hity. Pozniej komercja wziela gore. Ja jednak licze ze jeszcze kiedys Robert nagra naprawde dobra plyte,bo ja ciagle mocno w niego wierze. Wspomniales tez o Bon Jovi i Aerosmith. To byly bardziej niz udane powroty. To kawal dobrej roboty z jednej jak i drugiej strony.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak byłam mała Wilki były moim ulubionym zespołem, potem się jakoś o nich zapomniało ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Pierwszy album Wilków to jedno z moich najlepszych muzycznych wspomnień z dzieciństwa, jeśli chodzi o polską muzykę. Magia magia i jeszcze raz magia! Nieraz wracam nocami do ich starych piosenek by przypomnieć sobie czasy świetności polskich kanałów muzycznych i radiowych. Co do późniejszych albumów, siegnęłam po nie raz, może dwa i niezbyt mam zamiar do nich wracać, ale sentyment do Roberta pozostanie zawsze. Jeden z najsympatyczniejszych polskich wokalistów, no i obdarzony specyficzną wrażliwością, której nie da się przeoczyć. Dużo wspomnień :)

    OdpowiedzUsuń