niedziela, 11 sierpnia 2013

Skylar Grey - Don't Look Down

Jeżeli nie mówi Ci nic pseudonim Skylar Grey to tym bardziej prawdziwe nazwisko Holly Brook Hafermann. Wymienię cztery piosenki po których wasze umysły zostaną rozjaśnione potężną żarówką: Coming Home (Diddy-Dirty Money), I Need A Doctor (Dr. Dre & Eminem), Love The Way You Lie I i II (Eminem & Rihanna) oraz Castle Walls (T.I. & Christina Aguilera). Każda z wymienionych piosenek lirycznie była współtworzona przez artystkę, a w pierwszych dwóch udzielała się wokalnie. Moje zainteresowanie Skylar nie było jednak ogromne i pominąłem czekanie na kolejne single i w końcu długogrający album. Zanim jednak w całości przesłuchałem "Don't Look Down" wziąłem pod lupę single zapowiadające dzieło oraz EP'kę "The Buried Sessions of Skylar Grey". Po przesłuchaniu twórczości Holly Brook mogę powiedzieć więcej o drugim albumie studyjny Amerykańskiej wokalistki, producentki, tekściarki i multiinstrumentalistki. 

Nad całym krążkiem dumnie czuwali Alex Da Kid oraz Eminem. Ten pierwszy miał o wiele większy wkład w płytę, bo poza rolą "executive producer" stworzył połowę kawałków, które ostatecznie znalazły się na albumie. Biorąc pod uwagę, że poza wymienionymi wyżej singlami jego portfolio zawiera takie utwory jak "Airplanes" B.O.B.'a czy "Farewell" Rihanny, a w studiu wsparli go J.R. Rotem ("S.O.S." Rihanny, "Fly" Nicki Minaj), Ross Golan ("Marylin Monroe" Minaj) oraz sama Grey udało się stworzyć ciekawy podkład z ambicjami na szczyty list przebojów.

Z tymi listami przebojów trochę przegiąłem, bo to co znalazło się na płycie niewiele ma wspólnego z radiową papką i mimo, że Wikipedia w rubryce "genre" stanowczo podaje POP to typowym popem tego nie można  nazwać. Te 14 utworów (wersja iTunes) stanowią zgrabną mieszankę ambitniejszego poprock'a z hip-hopem i nienachalną elektroniką. Daje nam to ponad 70 minut słuchania nie-radiowej muzyki. Dużym plusem jest fakt, że nie znajdziemy na płycie dwóch takich samych utworów (niestety odbiło się to na spójności produkcji).


Na płycie znalazło się miejsce dla trzech utworów z featuringami co jest liczbą optymalną - na tyle dużo, aby urozmaicić materiał i na tyle mało, żeby nie pogubić się w tym wszystkim. Zapowiadające cały album C'mon Let Me Ride nagrane wspólnie z Eminem'em to najbardziej radiowy kawałek na płycie i na całe szczęście nie ma on za wiele wspólnego z pozostałymi utworami. Utwór szybko wpada w ucho, słychać (i widać w teledysku) inspirację P!nk, ale jako singiel nie spisał się co nie wróży płycie komercyjnego sukcesu. W otwierającym Back From The Dead udzielają się Big Sean oraz Travis Barker i niestety, ale to jest jeden z gorszych momentów na płycie: partie wokalne, rap i przekombinowany podkład zupełnie do siebie nie pasują i robią na początek mylne złe wrażenie.

Na całe szczęście później Skylar zaprezentowała nam kawał porządnej muzyki. Singlowe Final Warning oparte na lekkim bicie i spokojnej melodii poza super wokalem zawiera w sobie kilka smaczków: lekko przerażający refren, pasujące jak w żadnej innej piosence "nananana", odgłosy awantury i tłuczonego szkła aż po dźwięk przeładowania i wystrzału broni. Jeszcze lepsze wrażenie robi Wear Me Out z lekko bluesowym (a na pewno retro) klimatem. W tej piosence szczególnie wpadł mi do głowy refren (jeden z lepszych jaki ostatnio słyszałem):

"I'm too young to drink
to green to think 
you say these things and it wears me out
Too young to frail
but sometimes I feel 
like old blue jeans
'couse you wear me out, you wear me out"


Co ciekawe znalazło się miejsce dla Love The Way You Lie Part III (Original Demo) - mimo, że wykonała je o niebo lepiej niż Rihanna, to jest to wciąż "Part II" bez Eminema. Holly ma jednak o wiele więcej wspólnego z piosenką niż Barbadoska i ten utwór bardziej pasuje do "Don't Look Down" niż "Loud".

Generalnie liryka to wielki atut płyty. Wszystkie teksty są napisane przez Skylar (oraz kilku pomocników), a ich tematyka oscyluje głównie wokół cierpienia po rozstaniu i jest nasiąknięta bólem i łzami (co zresztą słychać). Wśród ogólnej rozpaczy, żalu i patologii znalazło się miejsce na pozytywniejsze akcenty (na przykład głupawe "C'mon Let Me Ride", "Religion", "Sunshine" "Tower(Don't Look Down)") i możemy usłyszeć dobrą radę podczas załamania, czy przekaz aby cieszyć się małymi rzeczami omijając telewizyjny blichtr. Z warstwy tekstowej jestem bardzo zadowolony (zresztą nie oczekiwałem chłamu). Plusy należą się też za nieskomplikowane (ale nie banalne) metafory - sprawiają, że tekst nie jest płytki, ale nie trzeba się też wysilać intelektualnie.



Po nieco przygnębiających utworach dawkę niezwykłej energii daje mi pierwszy singiel, łagodne i bardzo przyjemne w odbiorze Religion z chwytliwym refrenem. Podobnym pozytywnym utworem jest Sunshine, które zwraca uwagę na normalne życie jakim powinniśmy się cieszyć, a  nie patrząc w ekrany TV zamartwiać się "beznadziejną egzystencją". Znakiem, że Skylar nie załamuje się jest też lekko zaśpiewane Tower(Don't Look Down). Jednak wśród tych wszystkich piosenek znalazło się miejsce dla kilku niewypałów. Nie trawię Ticking Time Bomb - o ile warstwa tekstowa i wokal jest ok, to podkład jest tak przekombinowany, że po prostu nie da się tego słuchać. W Glow In The Dark za to irytuje sama Skylar Grey - jej głos jest wyjątkowo nie do wytrzymania.

Na całe szczęście są jeszcze piosenki, które pozwalają zapomnieć o tych potknięciach. Mowa tutaj o Pulse - szczególnie urzeka mnie tutaj głos piosenkarki, bo mimo że utwór jest o rozstaniu to zaśpiewana lekko. Dużo lepsze jest jednak White Suburban - w całości wyprodukowane oraz napisane tylko i wyłącznie przez Skylar Grey. Ballada ta jest najbardziej spokojnym utworem na płycie - przy akompaniamencie pianina jest tylko delikatny wokal Hafermann i (prawie) jak zwykle bardzo dobry tekst.


Podsumowując: album jest dobry, a nawet bardziej niż dobry. Zabrakło mi singla Invisible, który miał zwiastować długogrający album. Premierę przesunięto prawie dwa lata, więc powinniśmy dostać arcydzieło. "Don't Look Down" arcydziełem jednak nazwać nie można. Wśród dobrych i bardzo dobrych piosenek znalazło się miejsce dla zapychaczy, albo utworów po prostu przekombinowanych (czy bit musiał być w prawie każdym utworze?). Mimo to, warto docenić pracę Skylar,  bo połączyła w ciekawy sposób muzykę jaką tworzyła jako Holly Brook z popem tworząc interesującą mieszankę (to taka Holly Brook w przystępniejszej wersji). Przy okazji tej recenzji postanowiłem wprowadzić oceny "połówkowe", bo na piątkę jest zdecydowanie za mało a czwórka to za niska ocena :D PS. Reszta recenzji "w swoim czasie" też dostanie "połówki", bo było trochę naciąganych ocen.


6 komentarzy:

  1. Bardzo udany krążek. Dobre melodie, ale przede wszystkim treściwe teksty. Szczególnie przypodobałem sobie "Final Warning" i jego "czarny", ciężki klimat :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie sie tam bardzo podoba. Skylar to napewno jedna z jasniejszych artystek tego roku. Bardzo fajny blog, napewno bede tu czesciej zagladal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;) Ja też bardzo lubię ten album. Poza dwiema czy trzema piosenkami resztę niemal wielbię ;) Według mnie jeden z lepszych albumów tego roku ;)

      Usuń
  3. Na razie przesłuchałam ten album tylko raz + niektóre piosenki po kilka razy, a już zrobił na mnie pozytywne wrażenie. Religion jest póki co moim ulubionym kawałkiem Skylar. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne ma piosenki ;)
    POLECAM - http://www.youtube.com/watch?v=w3IVlODs7K4 ! Pomóż swojemu blogowi się wybić ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też lubię ten album, choć faktycznie te bity są momentami irytujące. Ale bardzo lubię "White Suburban", jak dla mnie to cudowna ballada.

    OdpowiedzUsuń