poniedziałek, 8 lipca 2013

Back To ROCK #2 - Paramore


Kolejny zespół w ramach "Back To ROCK" nie ma takiej bogatej historii jak poprzedni. Nie powstał też 40 lat temu, a mimo tego jego twórczość była mi obca. Biorąc pod uwagę, że jest to Amerykański band powstały w 2004 roku (efekty można było usłyszeć już rok później), klimaty w jakich balansują Hayley Williams, Jeremy Davis, Taylor York (obecny skład) to rock, poprock, pop punk, emo pop czy nawet indie pop to aż dziwne, że ich nie słuchałem. Najwyraźniej gdzieś będąc jeszcze nastolatkiem ominąłem wielki szał na buntowanie się i słuchanie bądź co bądź "cukierkowego rock'a". Gdyby nie ten blog i ten cykl nigdy bym nie sięgnął po ich nowy album i wszystkie poprzednie zresztą też. Czas podzielić się spostrzeżeniami. Zapraszam!


Moim początkowym planem było przesłuchanie twórczości zespołu po kolei od początku do końca, ale włączenie losowej EP'ki nie wywołało u mnie żadnych emocji. Po jednorazowym odsłuchu każdego z 3 longplay'ów odłożyłem zespół na później. Dopiero przesłuchanie najnowszego albumu zatytułowanego oryginalnie "Paramore" spowodowało dość krótki (jeszcze), ale konkretny szał na Hayley Williams i jej kolegów.

Nie oznacza to jednak, że poprzednie albumy były złe. Zacząłem je słuchać od nowa po zachwycaniu się najnowszym dzieckiem zespołu. Z debiutu "All We Know Is Falling" doceniam przede wszystkim single Pressure i Emergency. Ogółem nie mają zróżnicowanej muzyki: zazwyczaj jest to proste gitarowe granie, gdzie od czasu do czasu bardziej przypieprzą, a miejscami 'wyciszą' dając pole do popisu niezwykle ciekawej wokalistce. W sumie najwięcej razy nasłuchałem się Hayley w piosence B.O.B.'a Airplanes i głównie stąd kojarzyłem wokalistkę i jej zespół. Wracając do debiutu: według mnie to całkiem udana płyta - ciężko przejść obojętnie obok ww. singli, utrzymanych w podobnym klimacie Here We Go Again i Brighter. Lubię też te spokojniejsze (czyli o zróżnicowanym tempie: spokojne zwrotki, głośniejszy refren): Never Let This Go. Debiut? Jestem na tak obiema rękami.


Płytę "Riot!", czyli wydany dwa lata po głośnym "All We Know Is Falling" drugi długogrający album początkowo oceniłem bardzo źle, ale już po drugim odsłuchu zyskał wiele na wartości. Otwierające całość For A Pessimist, I'm Pretty Optimistic powinno z racji mojego pesymizmu stać się moich hymnem i możliwe, że dlatego do mnie trafiło. Widząc Hallelujah bałem się, że to tysięczny cover piosenki Leonarda Cohena. Na szczęście to przebojowa, autorska propozycja od zespołu. Wszystko inne jednak pęka przy Misery Business - jednego z największych przebojów zespołu, który wchodzi w uszy jak nóż w masło.  Lubię też We Are Broken, ale to znając życie przez nieco depresyjny tekst.

Ogółem teksty, które wychodzą spod pióra i ust Hayley Williams są osobiste. Nie jest to może jakiś majstersztyk, ale zawsze zawierają chwytliwe refreny i są przyjemne dla ucha. Styl nie zmienił się od debiutu, do najnowszej płyty - to ciągle jest ten sam wysoki poziom. (Mimo, że naprawdę lubię ich słuchać to ciągle mam wrażenie, że target tych płyt jest nastawiony na zbuntowane nastolatki).

"Brand New Eyes" z 2009 roku to ostatnia płyta ze starym składem zespołu. Prawdopodobnie jest to najlepsza z trzech ich płyt. Nic się diametralnie nie zmieniło w stylu zespołu co według mnie jest zaletą (po co zmieniać i kombinować skoro taka muzyka akurat do nich pasuje?). Płyta (jak zresztą wszystkie) jest bardzo spójna i każda piosenka mogłaby zostać singlem oraz co ważne całkiem nieźle spisałaby się na różnego rodzaju listach przebojów. Ponad wszystko muszę wyróżnić zamykające album All I Wanted za świetny wokal w refrenie, który mógłbym słuchać w nieskończoność. Często będę wracał też do utworów takich jak: Turn It Off, otwierające album Careful, następujące po nim Ignorance oraz The Only Exception




W 2010 roku nastąpiła wymiana muzyków w zespole i ze starego składu została tylko Hayley. Mimo, że chłopaki odwalali kawał dobrej roboty to bez niej zespół po prostu nie istniał. Tak charyzmatycznej wokalistki z takim głosem chyba nigdzie indziej nie spotkamy. Williams na szczęście się nie poddała i dobrała godnych następców do stworzenia nowego Paramore. Z tego też względu płyta nazywa się jakby była debiutem. Mimo, że muzyka w znaczącym stopniu to jest 'stare Paramore' to płyta ta w znaczącym stopniu różni się od poprzedników. Otrzymaliśmy dużo więcej popu: gitary zostały wyciszone do pozostałych instrumentów i pojawiły się większe ilości elektroniki (na szczęście ledwo zauważalnej, a nie jak w przypadku "A Thousand Suns" od Linkin Park gdzie miażdżyła wszelkie rockowe motywy). Płyta składa się z 17 utworów i trwa nieco ponad godzinę. Oprócz "pełnowymiarowych" utworów otrzymujemy około minutowe intra, które na szczęście nie są przekombinowane.

Zarówno promujące Now i otwierające Fast In My Car to szybkie utwory z powerem, które świetnie opisują cały album. Mimo, że jest to najdłuższy w historii zespołu album nie otrzymaliśmy ani jednego zapychacza, z czego bardzo się cieszę, bo mam czego słuchać. Jak w przypadku poprzednich wydawnictw tak i tutaj Hayley napisała wszystkie teksty i jak to miało miejsce w przeszłości są one dobre.


Oprócz standardowych dla Paramore piosenek (np, Grow Up, Still Into You) znalazło się miejsce dla kilku wyjątków. Bardzo wkręcającym utworem jest mega elektroniczne (i dynamiczne) Part II, bardziej popowymi, wolnymi kawałkami są za to Hate To See Your Heart Break i Last Hope, które według mnie jest jednym z utworów, na które szczególnie warto zwrócić uwagę.

Kompletnym zaskoczeniem dla mnie jest piosenka Ain't It Fun zaczynająca się spokojnie klawiszami, później dołączają inne instrumenty, a wokal jest taki lekki i przyjemny. Mimo, że nie przypieprzyła porządnie przez prawie 5 minut to utwór urzekł mnie chórem gospel(!) W sumie już by mi starczyło tego pisania, ale nie mogę się przestać śmiać gdy słucham I'm Not Angry Anymore. 



I tak już jest "too long - didn't read", więc podsumowuję wszystko: Paramore to ciekawy zespół, głównie przez postać charyzmatycznej Hayley Williams mającej kawał dobrego głosu. Mimo kryzysu trzy lata temu, wrócili z jedną z najbardziej przebojowych płyt tego roku i chyba najlepszą w swoim dorobku. Ciągle się zastanawiam dlaczego ich nie słuchałem wcześniej i nie potrafię znaleźć odpowiedzi. Tak czy inaczej Back To ROCK działa i mam nadzieję, że w wakacje więcej będzie takich recenzji. 

5 komentarzy:

  1. Całkowicie się zgadzam z recenzją, aczkolwiek wydaje mi się, że za mało czasu, uwagi poświęciłeś krążkowi "RIOT", który pod gitarowym brzmieniem wypada naprawdę bardzo przyzwoicie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam żadnej ich płyty, ale może skuszę się na tę najnowszą ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Słuchałam jedynie ich najnowszą płytę (i nawet właśnie ją sobie puściłam) i podoba mi się. Uwielbiam "Fast In My Car", "Now", "Still Into You" i "Future". Cała reszta jest okej.
    To co? Następny Marilyn? :>

    Pozdrawiam, True-Villain.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Znam wszystkie płyty oprócz pierwszej. No więc:
    1. Riot! - z początku bardzo mi się podobało, z czasem zaczęło mnie niestety nieco męczyć. Podoba mi się to optymistyczne o długim tytule, nie lubię "That's What You Get", a nic innego niestety nie pamiętam.
    2. Brand New Eyes - z tych trzech płyt, które znam, tę lubię najmniej. Poza kilkoma piosenkami właściwie nic mnie nie zainteresowało, piosenki są do siebie podobne, na jedno kopyto. Lubię "The Only Exception", "Turn It Off", "Ignorance" i bardzo lubię "Decode". I to by było na tyle. Z reszty nic mi się za bardzo nie podobało.
    3. Paramore - najlepsza z tych trzech. Co prawda nadal nie jest to płyta idealna i oceniam ją jakoś tak na 3-4/6, ale słucha się jej przyjemnie. Uważam, że wokalistka jakoś tak lepiej śpiewa, poza tym kilka utworów zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie: Fast in My Car, Ain't It Fun, Future. Jak dla mnie to jedne z lepszych zespołu.

    OdpowiedzUsuń
  5. fajna kapela, ale prawda taka, że bez rudej byliby muzycznie ultraprzeciętni

    OdpowiedzUsuń