sobota, 1 czerwca 2013

will.i.am - #willpower

will.i.am należy do tych wokalistów / raperów / producentów, których darzę (darzyłem) niebywałą sympatią od dziecka. Charyzmatyczny założyciel i członek formacji Black Eyed Peas zasłużył na szacunek w branży muzycznej będąc odpowiedzialny za hity takie jak "Where Is The Love?", "Let's Get Retarded", czy "Don't Lie". Mimo trzech solowych albumów studyjnych jeszcze nie udało mu się kiedykolwiek dobić do poziomu BEP. Nie oznacza to jednak, że jego albumy były złe. Prawdziwy problem rozpoczął się w momencie kiedy William odkrył syntezator - urządzenie diabła, muzyczne uosobienie zła tworzące szerzące się piekło na i tak brzydkim świecie, odciskając niezmywalne piętno na historii muzyki. To dzięki temu ustrojstwu byle kto może nagrać płytę, ale will.i.am nie był byle kim. "Był" jest tutaj kluczowym słowem. Zapraszam na recenzję płyty, która zapowiadała się największym gównem 2013 roku. 


Nie mając jakichkolwiek oczekiwań chyba nie można się zawieść co nie? Płytę wyprodukował Adams, a wspomagali go "topowi" producenci, m.in. Afrojack, Dr. Luke, Benny Blanco i kilku innych. Brzmiałoby nieźle, prawda? Tak - dobre kilka lat temu. Dziś zwiastuje to raczej horror za który złapią się tylko odważni, a tych jest coraz mniej, bo album po miesiącu od wydania w kraju rozkoszy muzycznego gówna (U.S.A.) jest poza 100, a wyprzedza go nawet wydane trzy lata temu "Recovery" Eminema. 

Jako, że will.i.am nie czuje się dobrze solo dostajemy mnóstwo duetów i na 18 (wersja Deluxe) 12 z nich to piosenki "ze wsparciem". O dziwo nie znajdziemy tutaj podopiecznej will'a - Cheryl Cole. W zamian za to mamy Biebsa i Miley Cyrus (co by zdobyć młodą publikę), Nicole z PCD i Chris'a Brown'a (a nóż zadowolimy świeżo upieczonych dwudziestolatków), podupadającą gwiazdkę popu Britney, kolegę z BEP - apl.de.ap'a iiii Skylar Grey(!) - tak to ona zniewala swoim wokalem m.in. w "I Need A Doctor".


Aby opisać zawartą muzykę oraz jej poziom opiszę czystko hipotetyczną sytuację:
"Fan Black Eyed Peas w 2003 roku zapada w śpiączkę i budzi się po dziesięciu latach. Świeżutka płyta idola trafia w jego ręce i? Człowiek, który powrócił do żywych błaga o kolejne 10 lat głębokiego snu, a po odmowie lekarzy popełnia samobójstwo. Koniec."
Mam wrażenie, że gust wokalisty był ukryty w dredach, które w kolejnych latach były coraz krótsze, a w 2009 roku zniknęły (początek elektroniki w BEP - przypadek? nie sądzę). 

Generalnie to jest gówno i mało, który mózg będzie w stanie to wytrzymać. Znane single to This Is Love z Evą Simons, które da się słuchać przez 40 sekund, ale nie jest też to czas przyjemny, bo pianino przeplata się z autotune'm. Scream & Shout ze Spears można opisać jako "The Time(Dirty Bit) vol.2" podobnie jak kilka innych utworów zawartych na albumie. #thatPower z Justinem to typowa rąbanka pełna basów rozsadzających głowę niewiele mająca wspólnego z muzyką, a The Hardest Ever z Mickiem Jagger'em i J.Lo nie znalazło się na płycie. 

Najwięcej oczekiwałem od Skylar Grey i początek piosenki jak najbardziej mnie uspokoił, ale później do delikatnych melodii zaczął wchodzić delikatny bit psujący wszystko. Głos wokalistki, który przeleciał przez komputer też nie zachwyca. Razem z Bang Bang to właśnie Love Bullets są jedynymi błyszczącymi propozycjami will.i.am'a. Nie jest to jednak żadna rewelacja - to po prostu jest znośne (ale i tak na góra trzy razy) Zdanie o "Bang Bang" zmienicie jednak po wysłuchaniu piosenki na soundtrack'u do Wielkiego Gatsby'ego - będzie takim samym gównem jak wszystkie utwory z #willpower. Podsumowanie: żal.

16 komentarzy:

  1. Świetna recenzja. Luźno napisana i z humorem :)
    A co do albumu, to nie mam zamiaru go nawet przesłuchiwać, bo zbiera same złe recenzje.
    "This Is Love" i "Fall Down" brzmią w miarę dobrze. Kompletnie za to nie rozumiem popularności całkowicie bezpłciowego utworu "Scream & Shout", które jest chyba jednym z najgorszych utworów 2013 roku.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam Will.i.am'a!
    Milo mi poinformować, że na GLATT.blog.onet.pl pojawił się nowy post i serdecznie Ciebie na niego zapraszam! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Krążka nie mam w planach; i tak wszystkie recenzje są negatywne.
    Zapraszam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie chcę mi się pisać 20 raz tego samego, więc w skrócie: Kocham stare BEP, nowy will.i.am gówno. Świetna recenzja.

    Pozdrawiam, True-Villain.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajna recenzja:) Czytam po raz kolejny recenzje tej płyty i wszystkie są negatywne wiec płyta musi być aż tak kiepska choć utwór Scream & Shout bardzo mi się podobał<33
    Blog jest swietny! :D Bede zagladac regularnie. Pozdrawiam!
    http://muzycznomaniaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Lubię "Scream & Shout" i "Mona Lisa Smile". Reszta to gówno. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
  7. "Scream & Shout" to chyba jedyna piosenka z tego albumu, którą idzie jeszcze jakoś słuchać. Reszta... bez komentarza. Zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Płyta jest... szkoda słów. Do kosza z nią.

    Nowy post na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie znam i wolę nie poznawać... U mnie nowy post, zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl + 5 wakacyjnych piosenek

    OdpowiedzUsuń
  11. Recenzja bardzo słaba,płyta oceniona negatywnie

    OdpowiedzUsuń
  12. Recenzja napisana słabo,za dużo elementów potocznego języka i wulgaryzmów typu gówno...Will.I.Am stara się rozwijać i być wszechstronnym-nie wszystko mu wychodzi,ale nie bądźmy aż tacy krytyczni.Według mnie jest to płyta na ocenę +dobry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie widzę wszechstronności w tym albumie: praktycznie każda piosenka jest podobna. Nie przepadam za muzyką elektroniczną, ale to co znalazło się na tej płycie brzmi tanio i akurat moim zdaniem ta płyta mu nie wyszła. Dla kontrastu radzę sięgnąć po którykolwiek z czterech pierwszych albumów Black Eyed Peas - genialny podkład i rap na wysokim poziomie ;)

      Usuń