niedziela, 4 listopada 2012

The Black Eyed Peas - Elephunk

Zespół powstał w połowie lat 90'. Pierwsze dwa albumy wydane w 1998 i 2000 roku (odpowiednio Behind The Front oraz Bridging The Gap) mimo dobrej sprzedaży nie przyniosły im większego rozgłosu. Kolejny album był nagrywany od 2001 do 2003 roku i w końcu przyniósł upragnioną sławę. Jest to pierwszy album pod nazwą "The Black Eyed Peas" (wcześniej nie było "the") i pierwszy z Stacy Ferguson znaną szerokiej publiczności jako Fergie. Po kosmetycznych zmianach zespół wspinał się po schodach do sukcesu, szukał nowych brzmień, aż dotarł do albumu "The Beginning" z 2010 roku praktycznie zapominając czym jest hip-hop, topiąc się w elektronicznych i tanich brzmieniach przepełnionych syntezatorami. Nowego BEP nie kupuję, aczkolwiek płyta The E.N.D. była znośna i czasem lubię jej posłuchać. Przed wami recenzja albumu, który dał początek sukcesu komercyjnego dla will.i.am'a i spółki - jednego z najlepszych, jak nie najlepszego jaki nagrali do tej pory - ELEPHUNK!
Album był promowany przez singiel Where Is The Love? nagrany wspólnie z Justinem Timberlake'iem. Piosenka osiągnęła szczyty list przebojów na całym świecie, zdobyła dwie nagrody Grammy i stała się pierwszym przebojem zespołu. Jest to zdecydowanie "piosenka albumu" opowiadająca o złej sytuacji na świecie. Zespół porusza temat terroryzmu, wojen, wzajemnej nienawiści i braku miłości.

Powyższy singiel znają chyba wszyscy i geniuszu tej piosenki nie da się opisać słowami. Jak wygląda reszta piosenek? Moim zdaniem bardzo dobrze, bo mamy kilka wokali (raperów) + 3 gościnne udziały, dźwięki są przemyślane, a liryka wypada wysoko ponad przeciętność. Oprócz standardowych tematów: kasa, imprezy i panienki posłuchamy o życiu, pokonywaniu barier, poszukiwaniu właściwej drogi. Panowie zahaczają w swoich nawijkach o wojnach i terroryzmie.

Co do dźwięków: za wszystko odpowiada will.i.am i nie jest to żadna wada - to są złote lata Williama gdzie spod jego rąk wychodziły prawdziwe perełki. Nie bawił się wtedy w elektronikę, masy syntezatorów i najtańszy, najbardziej ograny pop.

Moim okiem, a właściwie uchem płyta nie ma słabszych momentów. Mimo petardy jaką był pierwszy singiel płyta nie zawiodła i reszty piosenek można słuchać z przyjemnością. Najczęściej wracam do piosenek Let's Get Retarded, Shut Up oraz Anxiety(ta gitara!). Ten album zaliczam do moich ulubionych od BEP, a w podobnej konwencji jest nagrany również jego następca - Monkey Business.

Każdy kto lubi muzykę z tamtych lat, zrozumie mój sentyment i ocenę jaką jest sprawiedliwa 5. Nie jest nudno, są wspomnienia, nie ma tanich dźwięków, a jest rap i funk w delikatnym trochę popowych wydaniu. Naprawdę szkoda, że taka muzyka nie jest teraz popularna

8 komentarzy:

  1. Elephunk to rzeczywiście dobra płyta. Bardzo lubię Shut Up i oczywiście Where Is The Love ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Stare BEP, aż się łezka w oku kręci ;) O niebo lepsze niż to, co nagrywają dzisiaj.

    Zapraszam na nową recenzję na The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale chodziło mi o jej wcielenie jako "Lana Del Rey", nie Lizzy Grant czy May Jailer, lub jak ona tam sie jeszcze nazywała. Dla mnie "Del rey" to zupełnie nowy, wreszcie udany, etap w jej karierze.

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię stare BEP, nagrywali naprawdę porządną muzykę! Szkoda słów na opisanie ich ostatnich dokonań...

    U mnie nowa notka, zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zapraszam na nn :) [Złoty-Gramofon]

    OdpowiedzUsuń
  6. Też uwielbiam "Let's Get Retarted" i "Anxiety". Świetne numery, szkoda, że to co teraz BEP gra to zwykły szajs...
    Nowa recenzja: "Red" Taylor Swift (http://fizzz-reviews.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zapraszam na nowy post na The-Rockferry.blog.onet.pl, gdzie znajdziesz recenzję świątecznej płyty Cee Lo Green i grafikę z Beyonce.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nowa recenzja: "Lotus" Christina Aguilera (fizzz-reviews.blogspot.com)

    OdpowiedzUsuń