czwartek, 13 marca 2014

Adele - 21

Mimo, że kariera Adele Laurie Blue Adkins miała się świetnie od momentu debiutu (nagrodzona m.in. statuetkami Grammy oraz BRIT) to prawdziwego pędu nabrała "dopiero" przy drugim albumie i singlu Rolling In The Deep. 2011 można śmiało nazwać rokiem Brytyjki - kolejne utwory nie schodziły z list przebojów, oba albumy okupowały szczyty rankingów sprzedażowych, a recenzowana płyta dwa lata z rzędu była najchętniej kupowanym albumem (przez trzy lata sprzedano 27 milionów kopii). Od tego czasu ilość nagród i wyróżnień Adele wzrosła wielokrotnie, a do najważniejszych można zaliczyć Złotego Globa, Oscara czy Order Imperium Brytyjskiego(!). Przy okazji wyczekiwania na 24/25, zadośćuczynienia za brak tekstu przez miesiąc zapraszam na recenzję jedną z moich ulubionych płyt. Tekst dla ludzi o mocnych nerwach :> 




Wydana 24 stycznia 2011 roku nakładem XL Recordings płyta w wersji rozszerzonej zawiera 13 utworów rozpieszczając nas przez prawie 55 minut głosem Brytyjki i popowo-soulowymi melodiami. Za składającą się z "klasycznych instrumentów" (głównie gitara, pianino, bębny, smyczki) muzykę odpowiadają m.in. Rick Rubin (do tej pory nie mogę się nadziwić jaki zmysł artystyczny ma ten koleś), Paul Epworth, Ryan Tedder, Jim Abbis i Rodaih McDonald. Swoje trzy grosze do produkcji dołożyła również Adele.

Płytę należy rozpatrywać jako fenomen - w trakcie wszędobylskiego kryzysu rynku muzycznego (oficjalnie będącego zasługą torrentów) i wyciskanej zewsząd erotyki dwudziestojednoletnia, pulchna kobieta pokonuje wszelkie przeszkody osiągając swój cel - ogólnoświatową sławę. Zanim zacznie się moja "prawie litania" zastrzegam, że płyta nie jest idealna i mimo ogromnego sukcesu komercyjnego krytycy dają jej średnią 76/100 (źródło: metacritic). W takim razie co jest przyczyną takiego szału na 21 i samą Adele? Odpowiedź postaram się zawrzeć w tej recenzji.

Generalnie jest to płyta "akustyczna" - większość piosenek opartych jest na spokojniejszych melodiach, dzięki czemu podkreślony jest ponadprzeciętny wokal Brytyjki. Na tle całego Longplay'a wyróżnia się przede wszystkim otwierające Rolling In The Deep - pierwszy promujący utwór i jednocześnie największy hit Adkins. Przez całą piosenkę mamy istny dźwiękowy raj - poza mocnym, nieco zachrypniętym w zwrotkach głosem mamy "przekrzykujące się" chórki, zaskakująco szybką fortepianową ścieżkę i bębny. W podobnej konwencji (chociaż nie z takim rozmachem i skutkiem) został stworzony utwór Rumour Has It. 



Praktycznie każda piosenka zawarta na płycie to ballada o różnym stopniu epickości - część się nie wyróżnia (o ile można tak powiedzieć, o piosenkach zaśpiewanych takim głosem), a część wręcz przeciwnie - wzrusza i aż chce je się zapętlać w nieskończoność. Do tych drugich zdecydowanie należą kolejne single No. 1: Someone Like You oraz Set Fire To The Rain. Do pierwszej musiałem się przekonywać przez długi okres czasu, bo była aż "za spokojna", druga - budująca napięcie przez całą długość zwrotki i pokazująca prawdziwy girlpower w refrenie od pierwszego odsłuchu skradła moje serce.

Podobnie jak w Rolling... w He Won't Go jednym z instrumentów dominujących jest tamburyn. W zwrotkach poza nim i pianinem praktycznie nie ma instrumentów - reszta dołącza w dużo głośniejszym refrenie. Ciekawostka: rytmika utworów (a szczególnie wyżej wymienionego) i wokal świetnie pasują do hip-hop'u co świetnie widać w mashup'ie z Wishing On A Star Jay'a Z: Won't Go (Wishing) spod rąk Urban Noize. Nie mogę się doczekać nowości ze studia w podobnych klimatach (wspólna piosenka Adele i Wiz'a Khalifa'y).

Jeśli chodzi o utwory 'must hear' to muszę nadmienić soulową balladę One And Only - świetny chrypkowaty wokal, perfekcyjne wysokie i długie dźwięki, smyczkowa oprawa (nawet sobie nie wyobrażacie sobie jak lubię słuchać Adele w tym utworze). Wielbię też bonusy, które nieco różnią się od podstawowych utworów: If It Hadn't Been For Love ma w sobie całe złoża czarnej muzyki i jest jedną z ciekawszych odsłon Adele (ten Jazz). W porównaniu do ww piosenek mniej odkrywcze jest I Found A Boy, ale sposób w jaki zostało zaśpiewane rekompensuje brak 'superekstraczegoś'.



Za warstwę tekstową odpowiada Adkins, co zresztą nie powinno nikogo dziwić biorąc pod uwagę tematykę płyty. W zależności od utworu  przy tekście swoje pióra maczali różni producenci 21. Kontynuując tradycję z 19 Adele czerpie garściami ze swojego życia skupiając się na miłosnych potknięciach i niepowodzeniach. Usłyszymy o złamanym sercu, bólu, trudnej egzystencji po lowelasowych porażkach itd. - czyli wszystko to co każdy kiedyś poczuł,  przeżywa obecnie lub doświadczy w przyszłości.

Według mnie to właśnie warstwa liryczna składa się (w dużej mierze) na sukces tej płyty. Całość jest nieco dojrzalsza (a na pewno spójniejsza) niż debiut, łatwiejsza w odbiorze dzięki większej ilości popu (oczywiście z domieszkami r'n'b, blues'a czy soul'u). Dodając nienachalny, mocny (i z lekką chrypką co lubię) wokal i "klasyczne" akustyczne melodie otrzymujemy coś innego, naturalnego, przyjemnego i swojskiego. Wszystko to (łącznie z bardzo dobrą produkcją) przyczyniło się do ponadprzeciętnego sukcesu Adele i jej 21. Żeby nie było mega różowo i słodziaszkowo - po wielu godzinach spędzonych z Live At The Royal Albert Hall przeszkadzały mi początkowo studyjne wersje nagrań - przeczyszczony wokal bardzo razi jak osłuchasz się z wykonaniami koncertowymi.


7 komentarzy:

  1. Ciężko mi z tej płyty byłoby wybrać ulubiony kawałek, bo wszystkie lubię mniej więcej na tym samym poziomie. Płyta baardzo dobra, aczkolwiek nieco słabsza od "19tki", która uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Całej płyty nie słuchałem (jeszcze), ale nadrobię. Uwielbiam Rolling In the Deep ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio?! Do tej minuty żyłem świadomością, że nie istnieją ludzie nie słyszący tego materiału :o

      Usuń
  3. Twój blog jeszcze nigdy nie wyglądał tak dobrze, ale usunęłabym ten Comic Sans z Menu i dała coś bardziej poważnego. Co do albumu to jest on wspaniały i niedawno miałam na niego niezłą fazę. Każda piosenka jest tu genialna <3

    Zapraszam na nową notkę na blogu http://namuzowani.blog.onet.pl :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Na tym blogu nie ma żadnej upośledzonej czcionki (nie załadowała Ci się właściwa)!

      Usuń
  4. Słyszałam obie wersje, w tej z gadaniem jest przemowa z jakiegoś tam filmu z lat 80 :3 Nieładnie tak tekst przeskakiwać :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się "Rolling In The Deep" i "Set Fire To The Rain", ale nie mogę przetrawić "Someone Like You" - słyszałam ją trzy razy dziennie w radio o różnych porach dnia i okropnie mi zbrzydła :P. Obiecuję sobie, że sięgnę po Adele, kiedy tylko będę miała czas.
    Pozdrawiam gorąco. :)

    OdpowiedzUsuń