wtorek, 25 marca 2014

The Pretty Reckless - Going To Hell

Dla osób w miarę regularnie śledzących tego bloga, mojego facebook'a i last.fm żadnym zaskoczeniem nie będzie, że sięgnąłem po tę płytę. Taylor Momsen i The Pretty Reckless są mi znani od ponad roku, a ich muzyka niemal nie przestaje grać w moich głośnikach. Od tego czasu czekam na ten album, a EP'ka Hit Me Like A Man oraz kolejne single (łącznie z niedocenianym Kill Me) tylko zaostrzały mój apetyt na świeżutki longplay sygnowany logiem amerykańskiego bandu. Dużo piosenek zespół musiał nagrać od nowa, ponieważ huragan Sandy zniszczył studio nagraniowe, sprzęt oraz najnowsze piosenki. To jedyne usprawiedliwienie za opóźnienie premiery tej płyty (Karmin nie ma takiego uzasadnienia za wydanie Pulses dopiero dziś). Czy Taylor i jej zespół zaskakują na nowej płycie? Czy prowokacyjna nazwa i okładka ma tylko wywołać skandal? I w końcu: czy drugi album okaże się międzynarodowym sukcesem?

Wersja deluxe poza podstawowymi kawałkami zawiera wspomniany wcześniej singiel Kill Me, akustyczne wersje dwóch utworów ze standardowej tracklisty i znany z filmu Tima Burtona Only You. Ta najlepsza wersja dostępna jest przez iTunes'a. Biorąc pod uwagę atrakcyjność piosenek pod względem aranżacji (wersje akustyczne), czy daty wydania (Kill Me, Only You) na wersję deluxe skuszą się tylko zagorzali fani - reszcie powinna wystarczyć wersja podstawowa zawierająca 12 kawałków zapewniając 46 minut rozrywki na bardzo wysokim poziomie. Podobnie jak przy debiucie zespół sam zajął się komponowaniem kawałków, a teksty wyszły spod pióra Taylor i Bena (tym razem bez udziału Kato Khandwala).

Progres jaki zespół zrobił przez te 4 lata jest nie do opisania - utwory są dużo bardziej rozbudowane, dłuższe, a wokal dojrzalszy, głębszy i czystszy. Już wydana nieco ponad rok temu EP'ka z Under The Water na czele zwiastowała brand new TPR, a to co znalazło się na Going To Hell przebija wszystko co zespołowi udało się stworzyć do tej pory. Do niezaprzeczalnych zalet albumu należy pokaźna różnorodność - dostajemy "cały zakres" od delikatnie zaśpiewanych, akustycznych ballad do hardrockowego grania z darciem ryja.



Te drugie pokazały całą swoją moc już przed premierą płyty - otwierające Follow Me Down jest jedną z ciekawszych piosenek zawartych na płycie, a tytułowe Going To Hell przez kilka miesięcy mogło się czuć najlepszym singlem zespołu. Wielbiciele delikatniejszych propozycji (przykładowo ja) niemogą za to wyjść z podziwu dzięki bardzo krótkiej kompozycji o tytule Burn. W porównaniu do poprzednika, który garściami czerpał od Nirvany tutaj słychać inspiracje m.in. Guns n' Roses czy Queen.

No bo komu Heaven Knows nie kojarzy się ze stadionowym We Will Rock You? Swoją drogą drugi singiel skutecznie podbił moje serce przebijając nawet Burn (tym bardziej po informacji, że piosenka nie będzie w dłuższej wersji). Smaczków na płycie jest jednak znacznie więcej - odgłosy wystrzału w Why'd You Bring A Shotgun To The Party, dźwięki seksu w Follow Me Down, świetna ścieżka perkusyjna w Fucked Up World, harmonijka w Waiting For A Friend, czy będące cukrem na moją inżyniersko-biomedyczną duszę dźwięki bicia serca zarejestrowane doplerem w najcudowniejszej piosence na płycie - House On A Hill.



Żeby nie było za bardzo słodziaszkowo - liryka w dużej mierze leży i kwiczy. Teksty są proste, ale nie zawsze przyjemne - całość ciągle przesiąknięta jest buntem Taylor (co ma również odzwierciedlenie w kontrowersyjnych teledyskach). Bawiło to i odzwierciedlało niepokorną duszę nastolatki, a Momsen już śmiało można nazwać kobietą. No i nie wierzę, że wytwórnia nie mogła zatrudnić dobrego songwriter'a do współpracy nad krążkiem. Plusy należą się za to za bardzo dobry wokal pokazujący na wiele sposobów jego walory (często nawet w jednej piosence). Bez echa nie przejdą też mało odkrywcze (ale mimo wszystko bardzo dobre) gitarowe solówki.

Płyta nie zbiera pozytywnych recenzji (a szkoda), ale fanom zespołu powinna się spodobać (niektórzy z nich już ogłosili Going To Hell albumem roku). Ja nie wybiegam aż tak bardzo w przyszłość, bo premier (nawet tych oficjalnie nie spodziewanych - "ekskluzywne iTunes'owe niespodzianki") świetnych albumów najlepszych Artystów będzie w tym roku sporo :-)

3 komentarze:

  1. Dawno nie słyszałem tak dobrego młodego zespołu. Może nieco inne piosenki na płycie uznałbym za najlepsze, ale i w moim przypadku słucham tej płyty bez przerwy ( a swoje już słyszałem, bo nastolatkiem nie jestem). Debiut był niezły, ale dopiero koncertem na Rock Am Ring TPR przekonali mnie do siebie. Album Roku? "Going to Hell" ma wszystko co trzeba, żeby nim być.

    OdpowiedzUsuń
  2. Może nieco inne piosenki na tej płycie uznałbym za najlepsze, ale płyta jest świetna i też słucham jej na okrągło, a jako że nastolatkiem już nie jestem dawno mi się to nie zdarzyło. Album roku? Oczywiście, że tak (no chyba że wyjdzie w tym roku nowy Europe :). Cieszę się, że TPR to młody zespół bo dzięki nim można wierzyć, że rock wciąż żyje i ma się świetnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tylko 5? Myślałam, że u ciebie 6 będzie ;) Płyta spełniła moje oczekiwania. House on the Hill czy Going to Hell są wspaniałe <3

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń