czwartek, 17 października 2013

Miley Cyrus - Bangerz

To, że ta płyta jest recenzowana nie jest chyba specjalnie dziwne, że przeze mnie już trochę tak. Mam taki problem, że ciężko jest mi zmusić siebie do przesłuchania danej płyty i napisania tekstu (stąd też skrajne oceny - prawie bez przeciętniaków). Liczba przełożonych planowanych albumów w ciągu ostatnich kilku tygodni jest już dwucyfrowa. "Bangerza" nie planowałem słuchać wcale, a wręcz przeciwnie - zarzekałem się, że gówien słuchać nie będę. O jakiejkolwiek recenzji nie było mowy. W tych zamotanych skrajnościach jest więcej niż ziarnko prawdy. Po pierwsze: nie słuchałem płyty z przymusu (ani tym bardziej dla statystyk), po drugie: z chęcią ją zrecenzuje, po trzecie (najważniejsze): nie słuchałem gówna. Do tej pory nie wgłębiłem się w jej twórczość i tak raczej pozostanie, aby pierwsze dobre wrażenie nie prysło (bo może Ona jednak nie ma talentu?). Czy coś mnie urzekło równie jak Wrecking Ball?


Zacznę standardowo od produkcji, bo tutaj zrobiło się bardzo ciekawie. Poza twórcami hitów no. 1: Dr. Luke (Britney Spears, P!nk, Katy Perry, Rihanna czy Jessie J) i Cirkut'em (Spears, Perry, Minaj) do boju stanęli Mike WiLL Made-It, Marz, Pharell Williams, will.i.am, McHenry, a nawet duet Rock City. Według mnie ten "czarny pop" świetnie się sprawdził, chociaż trochu tęskno do sielskiego Party In The U.S.A. O dziwo sama Cyrus miała czynny wkład w tworzeniu swojego "nowego debiutu" i jest współautorką 70% utworów (włączając te z deluxe), a obok jej nazwiska dumnie prężą się słowa "Executive producer". Wyszło dobrze?

Według mnie jak najbardziej tak. Spodziewałem się słabej dencowopopowej sieczki z nagą, wywalającą język Cyrus na pierwszym planie. Na szczęście kontrowersje (zbędne, bo zbędne) są tylko tłem do całkiem przemyślanej płyty. Hannah Montana umarła i biorąc pod uwagę materiał to dobrze. W płytę wciśnięto ballady, "zwykłe popowe kawałki", ale znalazło się też miejsce dla bardziej hip-hop'owych, a nawet tanecznych utworów.

Znane wszystkim imprezowe We Can't Stop znajdziemy dopiero na drugiej pozycji. Kiedyś nienawidziłem tego utworu, lecz teraz już mnie tak nie razi. Do minusów bez wątpienia należy wkurzający hook i za często wokal nie do zniesienia. Plusem jest fakt, że nie jest oklepany do bólu jak dużo radiowych pozycji. Na otwarcie tego albumu wybrano jednak spokojną balladę o tytule Adore You - do drugiego singla brakuje jej wiele i mimo, że na tle płyty wypada świetnie to nie zapada w pamięci na dłużej.



Ilość duetów robi wrażenie. Wersja deluxe zawiera aż 6 gościnnych występów, z czego aż 5 to raperzy. Do współtworzenia płyty przyczynili się Nelly, Future, Big Sean, French Montana, a nawet Ludacris. Jednak najwięcej emocji wzbudza pół tytułowe SMS (Bangerz) z (ex?) księżniczką POPu Britney Spears. Zaczynając od tego ostatniego: trochę popu, trochę pseudorapu obu Pań - intrygująco, nieco zadziornie i hitowo. Według mnie ciekawszy jest jednak duet z Nelly'm - 4 x 4 wypada prawie najlepiej na tle innych kolaboracji. Każdy inny utwór niszczy jednak FU z French Montaną - perfekcyjny kawałek po którym Big Sean, Ludacris i przede wszystkim Future może się schować ;) Chociaż bez bicia przyznam, że to są najmocniejsze pozycje płyty.

Co jeszcze? Singlowe Wrecking Ball - pierwszy #1 Cyrus na Billboardzie. Nad którym trochę spuszczałem się w tym poście (swoją drogą to ten utwór zachęcił mnie do sięgnięcia po płytę). Nieco (dużo bardziej) gorsze są pozostałe ballady: Maybe You're Right czy Someone Else. Ta druga wzbogacona o natarczywy bit jest niezwykle irytująca. Całkiem przystępnie reprezentują się nieco taneczne #GETITIRIGHT (chociaż i tak nie mam zamiaru do niego wracać) i hiphopowe do bólu przypominające Rihannę Do My Thang.

Podsumowując: do rewelacyjnej płyty duuuużo brakuje. Biorąc pod uwagę pierwszy singiel i sposób promocji jestem bardzo pozytywnie zaskoczony całym LP. Mam nadzieję, że romans z hip-hopem będzie rozwijany i przede wszystkim ulepszany! PS. Kiedy skończy się przedpremierowe prezentowanie półgniotów jako arcydzieła porównywalne do znanych i cenionych klasyków? Wracając taką płytę już jakiś czas temu powinna zaprezentować Rihanna. Jest trochę wzlotów (Wrecking Ball, Adore You, FU), ale też upadków(Drive, We Can't Stop) - zbierając do kupy to naprawdę warto schować uprzedzenia, usłyszeć to i wyrobić sobie własne zdanie ;)


3 komentarze:

  1. Jak na coś, czemu do rewelacyjności "duuuużo brakuje" 4/6 gwiazdek to dosyć wysoki wynik...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 4/6 gwiazdek i tak daje 66,6% więc ocena jak najbardziej zasłużona moim zdaniem ;)

      Usuń
  2. Zaskoczyła mnie Miley pozytywnie. Spodziewałam się samych gniotów w stylu We Can't stop, a tymczasem otrzymaliśmy takie 4x4 czy FU :)

    Nowa recenzja na http://The-Rockferry.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń