sobota, 19 października 2013

Katy Perry - Prism

Po niezwykle udanym Teenage Dream przed Perry zawisły czarne chmury. Przebicie tego niebywałego sukcesu jest niemal niemożliwe, a brzemię pięciu (sześciu z reedycją) hitów #1 i zamknięcie wszystkich ośmiu singli w TOP 3 to wyczyn godny Królowej muzyki popularnej. Katy wróciła i ogłaszając dwa miesiące temu premierę nowego singla i  "czwartego dziecka" niemal pół szowbizu spadła z krzesła. Burning Baby Blue, czyli spalenie własnej peruki - symbolu ery Teenage Dream, własny pogrzeb, From A Meow To A Roar czyli słodki pers ryczący jak tygrys i prezentacja nowej, drapieżnej stylówy. W muzyce Katy Hudson zapowiadał się obrót o 180 stopni, część płakała 'co z naszą Kitty-Katy?', 'powaliło ją - toż to strzał w kolano?', a część się radowała 'O Boże jak dobrze!', 'szykuje się najlepszy album 4eva!'. Byłem w tej drugiej grupie, i co? Wyszła kupa. 




Dobra - kłamałem, żeby zbudować napięcie. Męczy mnie tylko jedno pytanie: po cholerę zapowiedzi całkowicie nowego wizerunku skoro materiał nie różni się wiele od poprzednich dokonań Katy? Na to pytanie zna odpowiedź sama Perry i jej PR. Roar jest słodkie, że niemal mdli, Dark Horse brzmi niemal bosko, a Walking On Air wali kiczem na kilometr. Czy po tak skrajnych przedpremierowych zapowiedziach można mieć jeszcze nadzieję na dobry album? Ja miałem! Jak to miało miejsce w przeszłości tak i teraz za produkcję odpowiadają najlepsi z najlepszych: Dr. Luke & Cirkut (ten sam sztab pracował też nad nową Cyrus), dodatkowo Max Martin, Banny Blanco, Stargate i inni. Ci sami ludzie + Katheryn zajęli się warstwą tekstową. Jak w praktyce wypada album kobiety pretendującej do najlepszej wokalistki XXI wieku? 

Tyle mroku Perry wydusiła
z siebie w tym roku.
Niestety mroczna Katy była tylko na okładce czasopisma ELLE. Ludzie szukający ciemnej strony mocy od depresji musieliby się podcinać kwiatkami (patrz okładka oraz kilka zdjęć niżej). A album jest naprawdę różny i to bardziej niż poprzednik: wrzucono radiowy pop (standardowo wysokich lotów, bo Katy nie śpiewa jak inne wokalistki i jakiś tam swój styl posiada), bardzo dobre ballady i szczyptę kiczu. Już pierwsze trzy opublikowane propozycje były tak różne, że nie wiadomo było czego się spodziewać. Drugi singiel jest jeszcze inny(o tym nieco później). Ale po kolei: Roar otwiera płytę i na szczęście zwiastujący Prism przebój nie definiuje tego LP, nie ocieka lukrem jak California Gurls, ale ciężko znaleźć w nim coś drapieżnego (o jakiś drastycznych zmianach nie wspomnę). Dobre pierwsze wrażenie o utworze (przygoda z Roar rozpoczęła się zwrotem 'co to kurwa ma być?') podtrzymuje zabawny teledysk w stylu Katy (no i mam już nową ulubioną wokalistkę od teledysków). 


Ciekawiej robi się przy Dark Horse. W czarnym koniu Prisma występuje raper Juicy J, którego po 30 sekundowym fragmencie po prostu się nie spodziewałem. Jest to jeden z utworów do którego można się przekonać dopiero po kilkukrotnym odsłuchu. Delikatne pulsowanie, nieco kosmiczny klimat, wyraźne niskie tony i  charakterystyczne przejścia Perry niemal od razu sugerują "toż to nowe E.T." Dużo gorzej reprezentuje się Walking On Air - już snipped nie przypadł mi do gustu, a w pełnej wersji podoba mi się tylko hook. 



Oprócz bardzo dobrych popowych pozycji: Birthday będącę ukłonem w stronę Last Friday Night, które stworzy niezły klimat na imprezę i ma ogromne szanse na kolejny hicior #1 Billboard Hot 100, czy Legendary Lovers znalazło się kilka bardzo ciekawych pozycji. Jedną z nich jest wywołujące uśmiech This Is How We Do, które świetnie łączy lata '90 ze współczesnymi brzmieniami (+ monolog Katy jakby trwał koncert:3). Udanym eksperymentem i reprezentantem nowości w mainstreamie jest Ghost, który jako singiel może nie zrobić zamieszania na listach przebojów, ale mimo to warto po niego sięgnąć. Biorąc pod uwagę kolejny akapit dziwi fakt obecności (u)tworów takich jak International Smile czy Love Me.

A kolejny akapit jest o sile płyty, czyli balladach! Katy spisała się tutaj na medal i nawet nie musiała zapraszać innych osób - błyszczy sama, ale za to jak! Jeden z moich faworytów jest drugim singlem - Unconditionally nazywane jest dojrzalszym Teenage Dream. Fakt faktem Perry dojrzała i to słychać - piosenka ze spokojnym cichym podkładem daje pole do popisu wokalistce i po prostu nie da się przejść obojętnie. Pojedynek ballad wygrywa jednak wieńczące podstawową wersję krążka By The Grace Of God - w porównaniu do singla warstwa melodyczna oparta jest głównie o pianino, inne instrumenty dołączają tylko w refrenie (ten składa się jeszcze z wokalu pomocniczego). Wersja deluxe poza inną okładką zawiera trzy klimatyczne utwory i dołączają one do najmocniejszych punktów płyty: Spiritual, It Takes Two, Choose Your Battles to pozycje obowiązkowe.


Kilka słów podsumowania: nie wiem czy Katy wyrówna poprzedni rekord, ale płyta w dużej części jest dużo lepsza niż Teenage Dream. Kilka pozycji nadawałoby się do poprawki, kilka można wytrzaskać, dodać bonusy i mamy płytę jak marzenie. Nie do końca rozumiem po co tu Roar, ale jest kolejny hit i o to chyba chodziło. Czasem brakuje takiej radiowej mocy, czegoś czym Katy pociągnie za sobą resztę. To już czwarta (trzecia jak kto woli) płyta Perry i kolejna, która mimo wnoszenia pierwiastków nowości nie zmieni oblicza muzyki popularnej. Tak czy inaczej kibicuję jej z całego serca!


4 komentarze:

  1. Czytam tak te recenzje i czytam i chyba nie mam się czego obawiać i śmiało mogę przesłuchać album.
    "dużo lepsza niż Teenage Dream" to, to w ogóle jest możliwe? ;O
    Rzetelna recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Moje pierwsze wrażenie po przesłuchaniu "Prism" jest całkiem pozytywne. Album jest taki... słoneczny ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. zdziwiłem się oceną o.O, u mnie zupełnie inna
    http://spakowanewblog.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy nie byłam wielką fanką Katy Perry, ale muszę przyznać, że "Roar" to całkiem przyjemny utwór. Pozdrawiam :).

    OdpowiedzUsuń